top of page
  • Zdjęcie autoraA

Ahoj przygodo!


Ane Piżl (po lewej) i Kasia Dłużniewska-Łoś




Rozmowa z Ane Piżl i Kasią Dłużniewską-Łoś - tłumaczkami książki "Alpha, Bravo, Charlie".


A.C. - Czołem, jak Wam się pracowało nad przekładem tej książki?


K.D.-Ł. - Kiedy pierwszy raz zobaczyłam „Alpha, Bravo, Charlie” na półce w księgarni w Rzymie, od razu wiedziałam, że będę chciała ją przetłumaczyć. To jest tak, że bierzesz do ręki książkę w obcym języku i od razu wyobrażasz sobie każde zdanie po polsku, nie możesz nad tym zapanować.

Ane była doskonałą partnerką do tego zadania, bo jest świetna w temacie morza, a przy tym ma ogromne wyczucie słowa. Kiedy wydawnictwo dało nam zielone światło i mogłyśmy zacząć tłumaczyć książkę, byłyśmy bardzo zapalone do tej pracy, miałyśmy za sobą wiele dyskusji na temat tego, jak przenieść język oryginału na polski grunt i zachować bogactwo języka związanego z morzem, a zarazem oddać lekki i zawadiacki ton autorki. Przekład to czas, kiedy żyjesz książką i nawet jeśli robisz coś zupełnie innego, ciągle przychodzą ci do głowy fragmenty zdań czy słowa, które lepiej oddadzą oryginał. Nasza kilkumiesięczna praca to był niezwykle inspirujący czas bliskiego kontaktu z tekstem, który powoli zaczynał funkcjonować autonomicznie w naszym ojczystym języku – to uczucie dające dużo satysfakcji i frajdy.


A.P. - To była szalenie przyjemna praca. „Alpha, Bravo, Charlie…” jest wielopoziomowa – jest i o morzu, i o języku – wspaniale nam było zatrzymywać się w wielu momentach i wspólnie naradzać nad tym, jak plastycznie i prosto wyjaśnić młodemu czytelnikowi nowe, czasem trudne kwestie związane z pracą na statku.





A.C. - Czy to Wasze pierwsze tłumaczenie książki dla dzieci?


K.D.-Ł. - Ja miałam wcześniej styczność z tłumaczeniami, prowadząc na uniwersytecie badania z zakresu krytyki przekładu literackiego, ale „Alpha, Bravo, Charlie” to moja pierwsza opublikowana książka i pierwsza książka dziecięca. Dla dzieci tłumaczy się inaczej, trzeba uważać, żeby spolszczony tekst był jak najmniej abstrakcyjny, a jak najbardziej plastyczny i rozbudzający ich wyobraźnię. „Alpha, Bravo, Charlie” jest prawdziwą kopalnią słów związanych z morzem – typami statków, elementami ekwipunku itp. Miałyśmy tego świadomość i bardzo chciałyśmy całe to słownictwo ocalić – a jednocześnie stworzyć tekst, który będzie dla dzieciaków lekki i mimo leksykalnego bogactwa - przystępny.

A.P. - Dla mnie to absolutnie pierwsze tłumaczenie książki. Gdybym mogła, oddałabym się tej pracy na resztę życia!


A.C. - Jak się tłumaczy w dwuosobowym zespole?


K.D.-Ł. - W praktyce wygląda to tak, że każde zdanie – dosłownie – jest efektem naszej wspólnej pracy. Wstępne, surowe wersje przekładu tworzyłyśmy oddzielnie, a później czytałyśmy je nawzajem, nanosząc swoje poprawki. Dopiero na tym etapie siadałyśmy do tekstu razem i były to długie i intensywne godziny pracy, polegającej głównie na szlifowaniu stylistycznym zdań i całych akapitów. Chodziło nam o to, żeby tekst był jak najbliżej oryginału, a jednocześnie brzmiał jak najbardziej naturalnie i był napisany dobrą polszczyzną. Zależało nam, żeby książka była dla dzieci wartościowa nie tylko z punktu widzenia wiedzy o kodach morskich, ale też nauczyła je opowiadać o morzu pięknym i precyzyjnym językiem.

Zdarzało nam się niejednokrotnie utknąć na danych słowach czy zdaniach – wtedy odpuszczałyśmy je na parę dni i nagle, ni stąd ni zowąd, dzwoniłyśmy do siebie z wiadomością, że któraś z nas „ma to”. Miałyśmy też cichych pomocników – na przykład moje dzieci, które konsultowały niektóre pomysły. Ostatnio mój syn wziął do ręki polskie tłumaczenie i powiedział „Całkiem nieźle Ci wyszedł ten X-Ray, pamiętam, jak się nad tym męczyłaś”.

To była bardzo przyjemna praca.


A.P. - Nie wiem jak się tłumaczy w pojedynkę, ale mam przekonanie, że praca w dwuosobowym zespole to opcja idealna. Tym bardziej, że mamy z Kasią różne spojrzenia i różne doświadczenia – Kasia pracuje z dziećmi i młodzieżą, ma też ogromne doświadczenie w nauce języków, więc w książce, która przecież dotyczy komunikacji i jest adresowana do dzieci, jej umiejętności były niezastąpione. Ja z kolei przepędziłam na morzu sporo czasu, więc w naszej pracy dorzucałam zawsze swoje dwa grosze w kwestiach stricte morskich - tradycji i kultury morza i w temacie pracy na statkach.


A.C. - Ane, jesteś jedną z Shekli – czyli żeglarką w jedynej w pełni żeńskiej załodze żeglarskiej w Polsce (nawiasem pisząc, już we wrześniu ukaże się u nas książka „Kobiety i sport”, w której można będzie przeczytać o Ellen Macarthur, żeglarce, która w 2005 roku pobiła światowy rekord w najszybszym samotnym żeglowaniu!), tematyka książki nie jest Ci więc obca. Czy dzisiaj na morzu wciąż korzysta się z flag sygnałowych?


A.P. - Flag wciąż używa się na regatach – komunikacja między zawodnikami, a statkiem komisji odbywa się właśnie za pomocą kodu, o którym piszemy w „Alpha, Bravo, Charlie”. Ale równie często nawet tu sięga się po radio, a już na pewno korzysta z niego w komunikacji między statkami lub statkiem, a brzegiem. To też jest powodem, dla którego współcześni żeglarze nie znają znaczenia flag - myślę, że z przyjemnością usiądą z „Alpha, bravo, charlie”, by przeczytać ją razem ze swoimi dziećmi. Na listę must have trzeba tez wpisać „Kobiety i sport” – Macarthur nie tylko pobiła rekord świata w 2005 roku, teraz też robi szalenie ciekawe i ważne rzeczy – przede wszystkim na polu ekologii.



(c) Shekle


A.C. - Kasiu, Ty z kolei prowadzisz na Mokotowie Ene, Due - centrum językowe i edukacyjne dla dzieci. Myślisz, że „Alpha, Bravo, Charlie” to książka, która może pozytywnie wpłynąć rozwój dziecka? A jeśli tak, to dlaczego?


K.D.-Ł. - Absolutnie tak. „Alpha, Bravo, Charlie” w sposób bardzo inspirujący i pełen niuansów rozbudza wyobraźnię dzieci i pozwala im uzmysłowić sobie, jak wygląda życie na morzu. Że nie jest ono tylko bezkresną błękitną przestrzenią – codziennie przemierzają je niezliczone ilości statków, a każdy ma swoją rolę i pracę do wykonania. Statki mijają się, pozdrawiają, wyciągają się nawzajem z kłopotów, wysyłają pod wodę nurków i ostrzegają się przed niebezpieczeństwem. To ruchliwy i kolorowy świat, pełen tajemnic, które „Alpha, Bravo, Charlie” odkrywa przed młodym czytelnikiem (i niejednym dorosłym!). Książka niewątpliwie rozwija dzieci językowo. Jest też oczywiście niezłą łamigłówką dla zainteresowanych szyframi i alfabetami. Jest przy tym piękna graficznie, stymuluje więc dzieciaki na wielu poziomach.



(c) Ene Due


A.C. – Bardzo Wam dziękuję za tę rozmowę!


Więcej o książce tutaj.

144 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
  • Black Instagram Icon
bottom of page